Nasze życie. Smutki i radości. Te
mniejsze, i te całkiem duże. Ale najważniejsze, że przeżywane razem. Bo
nieważne, czy mamy dobry, czy zły humor. Czy mąż doprowadza nas do
szału, a dziecko mamy ochotę oddać babci na tydzień. Nie oddajemy, bo to
część naszego życia. Tego, które stworzyliśmy i które kochamy. Jakie
by nie było. Bo najważniejsze, że jest nasze i razem je dzielimy. Po
prostu.
Żyjemy jak wszyscy. Kochamy się i kłócimy. Razem się bawimy, sprzątamy i gotujemy. Planujemy, wygłupiamy i rozmawiamy. Bywamy zmęczeni. Są dni, kiedy nic nam się nie chce. Ale pośród pokładów zmęczenia i nieprzespanych nocy staramy się doceniać to, co mamy. Bo nic nie jest nam dane na zawsze. A my mieliśmy okazję przekonać się o tym nie raz.
Dlatego, gdy dowiedziałam się o śmierci znanej aktorki dostałam obuchem w łeb. Dwa razy. Raz, bo ta śmierć nie mogła się przecież zdarzyć. Bo przecież ona była taka
młoda, taka piękna i mądra. Taka normalna! Jak ty i ja. I przecież była matką trójki dzieci. A rak?
Przecież miała go zwyciężyć. Wygrać życie. Żyć nadal tak, jak kochała!
A drugi raz, gdy w internetach, zaczęły wypływać sformułowania "teraz doceniam swoje życie", "od dzisiaj będę bardziej doceniał życie"... A
wcześniej, to co? Nie doceniali? Żyli w jakimś letargu? Wcześniej
słońce mniej świeciło? A trawa była mniej zielona? Mniej
kochali? Czy życie tak ich porwało, że nie mieli na nie czasu? I
obudzili się teraz? Ciesząc się, że żyją i mają jeszcze szansę przeżyć
życie, jak chcą? Ale, czy na pewno? Czy nie żyją tylko od jednego
przebudzenia do drugiego? Obiecując sobie gruszki na wierzbie...
I zastanawiam się dlaczego tak jest? Gdzie się podziała ta radość życia? Dlaczego dopiero w obliczu śmierci zdajemy sobie sprawę, że mogliśmy
inaczej? Bardziej, mocniej, z uśmiechem! Dlaczego człowiekowi nie chce
się zwrócić większej uwagi na życie? Zatrzymać się w tym ciągłym pędzie donikąd. Cieszyć się z tego, co ma. Codziennie! Nie tylko w obliczu tragedii.
Wiem, że życie nie jest bajką. Za nami także trudne chwile. I pewnie niejedne przed nami. Ale to, że dziecko nas wkurza, szefa mamy
ochotę rozszarpać, a z drugą połówką rozwód wziąć - to są drobnostki. To
nie są problemy. Problemem jest to, że
nie umiemy cieszyć się z tego, co mamy. Nie umiemy uśmiechać się do
życia. Że wiecznie narzekamy na swoje życie, na pracę, męża, dzieci. A
przecież jest dobrze! Prawda?
Bo jeśli nie, to dlaczego pragniemy bardziej to swoje życie doceniać?
Normalna, najnormalniejsza była. Lata temu spotykałam Ją na placu zabaw- z Córeczką. Uśmiechała się do niej- jak my wszystkie, matki. Wkurzała się- też jak my, matki. A teraz Jej nie ma. Dzieci nie mają Mamy. To mogłaś być Ty. To mogłam być ja. To mogłyby być nasze dzieci! Mój post dzisiejszy, choć nie wprost, też o tym. Łapmy chwile!
OdpowiedzUsuńTakie jest życie :( Są rzeczy, który przeskoczyć się nie da . Jestem zdania , że nic nie dzieje się bez przyczyny . Każdy na ziemi ma jakąś misje do wykonania.
OdpowiedzUsuń